Studia

Od przedszkola do Opola, czyli pierwszy raz prawda o kierunku lekarskim w Opolu!

Specjalnie dla czytelników obserwatorów BIOCHEMNALEK studentka 1 roku kierunki lekarskiego w Opolu, a także instagramowiczka @humannaleku opowiada, jak rzeczywiście tam jest!

Skończyłam właśnie pierwszy rok nauki na kierunku lekarskim w Opolu i z przyjemnością opowiem wam o moich doświadczeniach. Zanim przejdę do rzeczy muszę zacząć od zastrzeżenia, iż jesteśmy pierwszym rocznikiem przyszłych medyków na tej uczelni. A wiadomo. Najpierw trzeba robić małe kroczki, aby ostatecznie dość na szczyt. Nawet żeby przyrządzić porządną potrawę, zaczyna się od umiejętności gotowania ziemniaków. I nie – broń Boże nie chcę porównać Uniwersytetu do kuchni, a nas do kartofelków, które trzeba posolić. Nie mniej jednak coś w tym jest. Wszystko jest tu dopiero na początku drogi. Kadra sama przyznaje, że na nas się szkoli w kształceniu, aby kolejnym pokoleniom było dużo lepiej i łatwiej. Więc całkiem możliwe, iż ponarzekam zaraz na rzeczy, których kolejne roczniki już nie doświadczą. I że będzie tu coraz bardziej fajnie i prostudencko. A z ziemniaków zrobią się pyszne, nieoszukane, dobrze przeprawione frytki. Czyli wykształceni, szczęśliwi młodzi lekarze.

W porządku. Nadmienię może od razu, że jestem urodzoną humanistką i w czasach, gdy jeszcze nie studiowałam medycyny uwielbiałam pisać opowiadania, felietony i takie tam. I uwielbiałam porównywać w nich (w sposób najczęściej bezsensowny) życie, problemy i całą resztę do jedzenia, pizzy z ananasem i innych oliwek. Więc niech się nikt nie wkurza na te frytki. Więcej dziwnych wtrętów już nie będzie, mam wam opisać uczelnię, a nie Mc Donalda, więc grzecznie zabieram się do pracy. Poważnie i rzeczowo, bo przecież postanowiłam przejść transformacje w umysł ścisły 😊

A ponieważ jestem też straszną marudą, to zanim pojęczę to wysilę się trochę i zajmę tym co pozytywne. Więc po pierwsze budynek Collegium Medicum leży w ścisłym centrum miasta, tuż przy kampusie uniwersytetu. Na pierwszym roku zajęcia odbywają się tylko w nim, sąsiadującym gmachu Wydziału Przyrodniczo-Technicznego i oddalonym o około dziesięć minut drogi piechotą Collegium Biotechnologicum, więc nie ma zbyt dużej konieczności łażenia. Może to złe dla zdrowia, ale dobre dla leniwego, zmęczonego studenta. Samo Collegium jest świeżo wybudowane, oddane tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego i bardzo nowoczesne. Wszystkie pomieszczenia lśnią świeżością, a na korytarzach stoją bardzo wygodne kanapy (na którym przesiedź(leża)łam godziny w towarzystwie notatek, gdy byłam już zbyt zestresowana przed kolokwium, aby uczyć się w mieszkaniu.

Co jeszcze? Zdecydowanie panie techniczki obsługujące budynek ❤ Zawsze skore do pomocy gdy trzeba było skontaktować się z jakimś wykładowcą, albo czuło się potrzebę pooglądania preparatów z histo, poza wyznaczonymi godzinami. I bardzo cierpliwe dla studentów nieustannie wynoszących przez przypadek klucze z szafek lub atlasy z pracowni.

Co do samych zajęć. Super jest, iż zostaliśmy podzieleni na grupy max 10-osobowe. Dzięki temu każdy ma swobodny dostęp do sprzętu i wiedzy prowadzących. Nigdy nie ma sytuacji, że musimy z kimś dzielić mikroskop czy inne stanowisko pracy. To bardzo przydatne, gdyż możesz wykonywać ćwiczenia we własnym tempie, bez obaw, czy czasem kogoś zbytnio nie poganiasz lub też nie spowalniasz jego pracy. Uważam, że w mniejszym gronie szybciej i sprawniej można też nawiązać współpracę.

W kwestii przedmiotów… Dużo tego 😊 Cały rok walczymy, jak większość pierwszaków, z anatomią i histologią. Dodatkowo w sesji zimowej odbywają się egzaminy z biofizyki oraz biologii z parazytologią, oraz zaliczenie z przedmiotu o nazwie Elementy Profesjonalizmu, który nazwałabym czymś pomiędzy etyką lekarską, a zdrowiem publicznym. W semestrze letnim dochodzą nam dwie duże kobyły, w postaci biochemii i fizjologii, ciągnące się potem w semestrze trzecim. Czerwcowa sesja zdecydowanie przebiegła pod patronatem histologii. Oprócz niej odbyły się jeszcze egzaminy z łaciny i podstaw pielęgniarstwa, a także teoretyczne zaliczenie anatomii (do której zaraz wrócę, bo to trochę skomplikowany temat).

Ile jest nauki? To jedno z pytań, na które trudno udzielić szczerej i jednoznacznej odpowiedzi. Zależy od człowieka. Ja sama dużo siedziałam po nocach, ale były też osoby, które fajnie sobie poradziły nigdy nie tracąc czasu na sen. I wcale nie, że oszukiwały czy coś. Po prostu każdy ma własne tempo, każdemu też podchodzą inne tematy oraz metody przyswajania wiedzy. Generalnie… Wszystko zależy od asystenta, ale z większości przedmiotów, gdy względnie systematycznie przerabiasz materiał, nie spotka Cię tu żadna niemiła niespodzianka. Wyjątek stanowi biochemia, z której naprawdę trzeba ostro cisnąć od samego początku, bo katedra jest surowa i konsekwentna, więc gdy ktoś coś sobie zawali, to nie ma kolejnych szans, czy indywidualnego rozpatrywania problemu. Żeby nikogo nie przestraszyć… Zajęcia są bardzo ciekawe, prowadzone w sposób kliniczny, z pamięcią o tym, że będziemy lekarzami, a nie chemikami, czy matematykami (osobiście reprezentuję sobą matematyczne dno, przykryte kilogramem mułu, więc muszę tu wstawić radosny uśmieszek 😊). Nie trzeba kuć wzorów na pamięć, zamiast tego można dowiedzieć się o nowoczesnych technologiach i rzadkich chorobach. Ale jak mówię. Po prostu należy się pilnować i nie wyróżniać na minus, gdyż stopień tolerancji dla studenckich wpadek (które w takiej czy innej formie, każdemu się w którymś momencie kształcenia przydarzą ☹) jest zdecydowanie niższy od prezentowanego przez pozostałe katedry.

Hm… Może nie będę się tu rozpisywać o każdym z przedmiotów. U siebie na Instagramie, opisałam już dość szczegółowo anatomię (pod względem planu i sposobu prowadzenia zajęć), to samo w najbliższym czasie planuję zrobić z pozostałymi zajęciami wiodącymi, więc odsyłam 😊

Jeszcze słówko o samym mieście. Zacznę od informacji kluczowej dla studenta – jest dość tanie. Mamy wiele punktów gastronomicznych, w których dobrze zjesz nie przepłacając. A tuż przy Collegium znajduje się mała kawiarnia, do której można zawsze wpaść po herbatę, kawę czy przepyszne bajgle. Jeżeli chodzi o wynajem lokum, także nie jest bardzo drogo. Duża część roku ulokowała się w akademiku. Stoi on dwie minuty drogi od naszego budynku, lekarski ma własne, świeżo wyremontowane piętro, a od jesieni odnawia się dla niego jeszcze drugie. Jak się tam mieszka to wam nie powiem, bo sama tego nie doświadczyłam, a słyszałam dość sprzeczne opinie, ale z pewnością da się przeżyć.

Plan zajęć? Co (według znajomych z innych uczelni) dość nietypowe, zmienia się on z tygodnia na tydzień. W efekcie czasem w piątek wychodziło się z zajęć o 11, mając dużo siły, a kiedy indziej o 19,15 bez życia i z chęcią padnięcia na pierwsze lepsze łóżko. Wiadomo. W tym pierwszy tygodniach mówiło się, że to świetne, w tych drugich wyklinało system pod niebiosa.

Wielkim plusem jest możliwość szybkiego wejścia na oddział. Mimo, iż jesteśmy na pierwszym roku, w ramach zajęć fakultatywnych o nazwie „Techniki praktycznego planowania zabiegów”, każdy miał okazję obejrzeć jedną operację neurochirurgiczną. Dla świeżaka niezapomniane przeżycie i ogromny motywacyjny kopniak do dalszej pracy. Dość szybko zaczęły się też rozwijać koła naukowe. Mamy już biochemiczne, od przyszłego roku działalność rozpoczyna histologiczne. A z tych bardziej klinicznych na ten moment otwarto ginekologiczne, onkologiczne oraz koło przy oddziale intensywnej terapii dzieci i noworodków.

No i ostatnie. Nie każdy lubi małe miasta. Ja osobiście czułam się dość dziwnie (po dwudziestu latach życia w zdecydowanie większym ośrodku), gdy szłam rynkiem o 22, wszystkie sklepy i lokale były już zamykane/zamknięte, a na ulicach stały pojedyncze osoby. Ale jako, że nie jestem szczególnie imprezowa i cenię sobie ciszę, to szybko do tego przywykłam. A dla lubiących zabawę też się coś znajdzie, bo prężnie działa klub studencki, plus zawsze są jeszcze domówki i akademik.

To teraz przejdźmy do tych wad. Nie będę tu mówić o poszczególnych asystentach, bo specyficzni zdarzają się na każdej uczelni, a jak wspomniałam zdecydowanie dominują Ci prostudentcy. Skupię się na dwóch rzeczach, które dość mocno wkurzały mnie w ciągu roku i których mam nadzieję kolejne roczniki już nie doświadczą. Po pierwsze – zamieszanie z prosektorium. Początkowo w pierwszym półroczu, mieliśmy korzystać tylko ze stołu wirtualnego, a w drugim przenieść się na preparaty mokre. Potem plan się zmienił. W tym roku skończyliśmy część teoretyczną, a praktyka będzie w przyszłym – podobno w semestrze zimowym, choć coraz więcej słychać głosów, że jednak w letnim. To dość stresujące, szczególnie dla osób, które planowały przenosiny i rozumiem, iż uczelnia miała prawo nie zdążyć z przygotowaniami, ale szkoda, że nie powiedziała nam o tym od razu w październiku.

Tak samo z drugą sprawą – praktykami wakacyjnymi. W tym roku musimy je odbyć w Opolu. Wydział tłumaczy to faktem, iż w różnych szpitalach przebiegają one bardzo różnie, a w efekcie końcowym jedni studenci umieją odmienne rzeczy od innych lub też umieją od nich więcej. Ujednolicenie miejsca ma położyć nacisk na konkretne umiejętności, a wyznaczone osoby z personelu, mogą się skupić tyko na kształceniu nas. Brzmi sensownie… A czy tak będzie, to spróbuję odpowiedzieć pod koniec sierpnia. Ponadto praktyki w Opolu zapewniły dość duży wybór oddziałów i będę mogła je zrobić na tym, na którym bardzo chciałam, co w rodzinnym mieście, ze względu na dużą konkurencję byłoby dość trudne.

Wszystko spoko… Ale każdy medal ma dwie strony. Ta decyzja wiąże się z kolejnym miesiącem poza domem, z byciem z dala od bliskich. Pokrzyżowała mi też ( i raczej nie tylko mi) plany pracy przez całe wakacje. Tego władze zdecydowanie nie przemyślały.

Cóż. Okaże się czy pozytywy przeważą 😊

To chyba tyle. Jeżeli macie jakieś pytania o Opole, bo pewno o bardzo wielu rzeczach nie napisałam, to cierpię obecnie na nadmiar wolnego czasu, więc zapraszam na mojego insta/sarahah i w przerwach maratonu z Grey’s Anatomy z chęcią poodpowiadam.

A teraz idę coś zjeść, żeby nikomu już nie gadać o tych nieszczęsnych frytkach.

                                                                                                       IG @humannaleku

Dodaj komentarz